Wielkimi krokami zbliża się wiosna! Wraz z nią powoli startuje nowy sezon, a to oznacza mnóstwo pracy w pasiece. Na obcowanie z pszczołami zawsze powinniśmy mieć chęć i nie ma tu miejsca na wymówki w stylu "zrobię to jutro" albo "odłożę to na później". Bez względu na okoliczności przychodzi czas w którym wszystko inne zostawiamy z boku i pędzimy do pasieki. Bo wiosna i pszczoły na nas nie zaczekają.
Zazwyczaj każdego roku najsilniejsze rodziny oblatują się już w połowie lutego, gdy temperatura wzrośnie do kilku stopni powyżej zera. Początek marca to często ocieplenie i masowy oblot wszystkich rodzin. Ładna pogoda pozwoli nawet zajrzeć do uli i sprawdzić, czy czasem nie brakuje pokarmu. Już wtedy można powymieniać i oczyścić dennice. Takie rodziny dobrze się rozwiną nawet bez naszej pomocy. W kwietniu dostaną węzę i nadstawki, szybko przyniosą pierwszy miód, a później następny.
Jednak nie zawsze wszystkie pszczoły przezimują i różne bywają zimowe ubytki. Od pojedynczych przypadków, gdy jedna – dwie rodziny w pasiece zginęły, do naprawdę wielkich strat całych pasiek lub ich części. Nawet niewielkie straty są bolesne, gdyż pszczół szkoda, do tego dochodzi rachunek ekonomiczny. Przezimowana rodzina da nam w sezonie kilkanaście litrów miodu, a to łatwo przeliczyć na złotówki. Jeśli pszczół nie ma, tych złotówek też nie będzie, ul trzeba będzie zasiedlić od nowa, a pieniądze na zazimowanie w zeszłym roku zostały wydane na próżno. Każde niepowodzenie w zimowaniu wynika z naszej winy, jeśli bowiem inne rodziny przezimowały, a tych kilka nie, to właśnie w nich zrobiliśmy coś nie tak.
Normalna zima
Na straty zimowe nie może mieć wpływu pogoda. Nasze zimy są nieprzyjemne, ale nie ma w nich nic szczególnego. Ciepłe dni kończą się na ogół w październiku, choć czasem "babie lato" potrafi trwać do połowy listopada. Zimna, mokra i szara jesień to nic szczególnego, zawsze taką mamy. W Boże Narodzenie coraz częściej jest ciepło, czasem nawet pszczoły mogą polatać. Siedząc przy suto zastawionych stołach możemy tego nawet nie zauważyć. Ale to dopiero początek zimy. Potem mogą przyjść mrozy i niskie temperatury będą się utrzymywać do końca lutego a nawet marca. Dla dobrze zazimowanych pszczół taki przebieg pogody to nic strasznego. Bywały zimy bardzo mroźne, a pszczoły dobrze sobie radziły. Z pamiętanych przez starszych stażem pszczelarzy "zim stulecia" w XX wieku pszczoły wychodziły w dobrej kondycji. W czasach nam współczesnych długa zima też nie powodowała strat. Chociażby w 2006 i 2013 roku mrozy i śniegi były aż do kwietnia, a straty zimowe były znikome.
Pszczoły bowiem ze swojej natury są przystosowane do przeżycia długiej zimy. Pracują przecież niewiele miesięcy w roku: od połowy lub końca kwietnia do czerwca, czasem lipca. Tylko niektóre pasieki mają pożytek w sierpniu, a jeszcze rzadziej we wrześniu. Pozostałe miesiące to oczekiwanie na tych parę tygodni, kiedy będą mogły polatać i przynieść trochę miodu i pyłku.
Gdy ul jest pusty
Co się więc stało, że po zimie pszczoły w ulu są martwe lub nie ma ich w ogóle? Przyczyn może być kilka i warto rozpatrzyć każdą z nich, by następnym razem do strat nie doszło. Najłatwiejszy do wytłumaczenia przypadek to taki, gdy w ulu są martwe pszczoły: duży osyp na dnie, nieżywe pszczoły między plastrami i w pustych komórkach. Za to plastry po obydwu stronach gniazda pełne pokarmu, ale nieobsiadane przez pszczoły. Pokarm ten bywa skrystalizowany, co natychmiast nasuwa wniosek, że pszczoły nie mogły go pobrać i zginęły z głodu. Teza tylko w połowie słuszna, gdyż rodzina zginęła z głodu, ale nie dlatego, że pokarm był niedobry, lecz był poza zasięgiem pszczół ściśniętych w zimowy kłąb. Na tych ramkach, na których pszczoły siedziały, skończył się w styczniu albo nawet w lutym, gdy na dworze był mróz. Pszczoły nie mogły więc przejść na sąsiednie plastry po jedzenie, bo było zimno. I wtedy umarły.
A stało się tak dlatego, że gniazdo przygotowane na zimę było zbyt obszerne. Gdy rodzina była karmiona na zimę, w sierpniu czy na początku września, pszczół było dużo i na dziesięciu ramkach ledwo się mieściły. Dostały dużą dawkę syropu, 15 lub nawet 20 kg i wszystko miało być dobrze. Niestety, syrop został zgromadzony głównie w bocznych plastrach, bo w środkowych matka czerwiła w najlepsze. Gdy zrobi się zimno, pszczoły zbiją się w kłąb na tym właśnie czerwiu i tam już pozostaną. Ich objętość się zmniejsza, bowiem przytulone jedna do drugiej zajmują mniejszą kubaturę, do tego jest ich mniej, gdyż stare pszczoły już wyginęły. Cienki pasek cukrowego zapasu nad czerwiem będzie zjedzony przez pierwsze miesiące zimy. Gdy przyjdą styczniowe mrozy, pszczoły umrą z głodu. Pokarm na bocznych ramkach jest poza ich zasięgiem. W ulu, poza kłębem zimowym, temperatura jest podobna do tej na dworze. Dlatego nieobsiadane przez pszczoły zapasy krystalizują.
Ciasne gniazdo
Jest na to jedna rada: gniazda na zimę trzeba ustawiać maksymalnie ciasno, by pszczoły złożyły zapasy w tych plastrach, które będą obsiadać zimą. Niedopuszczalne jest takie przygotowanie do zimy, gdy w październiku odbieramy skrajne plastry nie zajmowane przez pszczoły, ale pełne zapasu. To właśnie na tych pełnych ramkach pszczoły powinny zimować. Dlatego właściwe dostosowanie wielkości gniazda do siły rodziny na zimę to ważna umiejętność, której brak zemści się na naszych pszczołach podczas pierwszej dłużej trwającej i bardziej mroźnej zimy.
Gniazdo zimowe układa się już w lipcu lub sierpniu, przed głównym karmieniem. W ulach należy pozostawić tylko plastry z czerwiem. Takie gniazdo w zupełności wystarczy, a podanie dużej dawki syropu zatrzyma czerwienie matek. Pszczoły bowiem syrop będą musiały gdzieś zmagazynować i złożą go do wszelkich pustych komórek, również tych po wygryzających się na bieżąco swoich młodszych siostrach. Gdy przyjdą chłody, okaże się, że pszczoły siedzą na wszystkich ramkach i nie ma żadnych plastrów do zabrania.
Jeżeli rodzina w sierpniu jest słaba i posiada tylko trzy ramki z czerwiem, to należy ją właśnie na tych trzech ramkach zazimować. Przeżyje na pewno i wiosną zacznie się rozwijać. Raczej nie przyniesie dużo miodu z rzepaku, ale na akację będzie już silna, z rodnią pełną czerwiu i pełną miodnią pszczół. Wydawać się może, że zimowanie na trzech ramkach to po prostu grzech. Ale pszczół nie przybędzie z dodania pustych ramek przed rozpoczęciem karmienia. Wtedy zapas zostanie ułożony poza zimowym kłębem i najpóźniej w styczniu rodzina zginie głodu.
Dlaczego pszczoły osłabły?
Inny przypadek zimowych strat to taki, gdy pszczelarz znajduje nieduży kłąb martwych pszczół z nieżywą matką, w górnej części plastrów. Często w tych plastrach, wokół nieżywych pszczół, jest zapas. Pszczoły jednak go nie wykorzystały, zmarły bowiem z zimna, zapewne podczas pierwszej mroźnej nocy. Było ich za mało, by utrzymać temperaturę. Jesienią rodzina była silna, ale w jej skład wchodziły głównie starsze pszczoły, które zginęły jeszcze w październiku. Przyczyną tego było słabe czerwienie matki w drugiej połowie lipca i w sierpniu. Wtedy właśnie matki powinny składać dużo jajeczek, bo z nich powstaną pszczoły będące w najlepszej kondycji. Przeżyją zimę, na przedwiośniu wychowają swoje młodsze siostry i zanim umrą, zdążą przynieść pierwszy nektar i pyłek z najwcześniejszych pożytków.
Bywa i tak, że pszczoły są wychowane we właściwym czasie, ale na skutek silnego porażenia przez warrozę żyją krócej i wyginą już jesienią. Warroza je zaatakowała wtedy, gdy były zasklepionymi larwami i poczwarkami. Urodziły się słabe i ich życie nie mogło trwać długo. Na nic się zdały jesienne zabiegi przeciwko roztoczom. Te pszczółki szybko zmarły, tym bardziej że były mocno zainfekowane przez wirusy. Wirus ostrego paraliżu i wirus zdeformowanych skrzydeł są nieodłącznie powiązane z warrozą i najwięcej jest ich w organizmach tych pszczół, które miały duży kontakt z roztoczami.
Jeszcze bardziej drastyczny obraz to ul z ramkami pełnymi zapasu, z niewielką ilością zasklepionego czerwiu, ale pusty, bez pszczół. Przyczyną jest opisane powyżej zainfekowanie czerwiu przez roztocza w bardzo dużym stopniu. Pszczelarz może podejrzewać, że pszczoły wyprowadziły się z jego pasieki, ale to nieprawda. One się nie wyniosły, tylko poumierały. A że pszczoły umierają poza gniazdem, dlatego nie ma ich ani w ulach, ani w ich bezpośredniej bliskości, na pasieczysku.
Wracamy więc do tematu absorbującego pszczelarzy od prawie czterech dekad, do zwalczania warrozy. Z tym pasożytem nie można nauczyć się żyć, jego w naszych ulach ma nie być. Bo nawet jeśli zwalczymy roztocze w stu procentach, to już w ciągu kilku następnych dni przybędą do naszej pasieki nowe: z innych pasiek lub od dziko żyjących pszczół w lesie. Trzeba niszczyć pasożyty regularnie nie tylko wtedy, gdy jest ich dużo na naszych pszczołach, ale nawet gdy ich jeszcze nie widać. Zabiegi mają być wykonane prawidłowo i muszą być skuteczne. Wtedy na przedwiośniu nasze ule nie będą puste.
A teraz już wiosna
Ale przecież nadejdzie wiosna. Zabiegi przeciw roztoczom już dawno za nami. Pszczół przybywa i nie mieszczą się w gniazdach. Nie można zwlekać i gdy tylko zauważymy "pobielanie" plastrów, dodajemy każdej silnej rodzinie dwie ramki z węzą, a następnego dnia nadstawkę. To nic, że jeszcze pogoda może się załamać na początku maja czy w "zimną Zośkę". Silna rodzina mająca dużo zapasów poradzi sobie z tym chwilowym kłopotem. A pszczelarz uzyska szybko swój pierwszy miód. Będzie on zapowiedzią kolejnych zbiorów, im bowiem cieplejsza i bardziej wczesna wiosna, tym lepszy rozwój pszczół i skuteczniejsze wykorzystanie pierwszych pożytków towarowych. Węzy nie należy żałować właśnie wiosną. To w pierwszej części sezonu pszczoły najchętniej produkują wosk, stymulowane do tego dopływem obfitego wziątku i coraz dłuższym dniem.
Dużo węzy
W starych podręcznikach radzono, żeby co roku w każdej rodzinie wymienić 1/3 plastrów, na których pszczoły zimowały. Ta porada obecnie jest nieaktualna, węza bowiem jest bardziej dostępna niż kiedyś, warunki gospodarowania inne, a o pszczołach wiemy dużo więcej. Średniej siły rodzina zimuje na 6 – 8 ramkach. Jeśli skorzystamy ze wspomnianej porady, to wymienimy dwie lub trzy ramki gniazdowe. Współczesne wymogi higieny zakładają jak najszybszą wymianę na nowe wszystkich tych plastrów, na których pszczoły zimowały. Możliwości produkcyjne silnej rodziny pszczelej są bardzo duże i na dobrych pożytkach może ona odbudować bez przeszkód 15 do 20 ramek gniazdowych i nie odbije się to na produkcji miodowej. Przy obfitym wziątku pszczoły nie tylko przyniosą dużo miodu, ale wyprodukują dużo wosku i jeszcze wychowają liczne pokolenie swoich młodszych sióstr, które będą pracować na kolejnym pożytku.
Dlatego ważną sprawą jest zapewnienie naszym pszczołom odpowiedniej bazy pokarmowej. Właśnie żywienie jest czynnikiem mającym największy wpływ na poziom produkcji zwierzęcej, a więc i pszczelarskiej. Przyczyną corocznych niepowodzeń wielu pszczelarzy są niewystarczające pożytki. W określonych warunkach terenowych możemy osiągnąć pewien pułap produkcji i w żaden sposób nie można go przekroczyć. Pszczoły wykorzystają jeden lub dwa pożytki występujące w zasięgu ich lotu, a potem siedzą w ulach i się nudzą. Mało tego, zdarza się, że pasiekę trzeba karmić, by nie osypała się z głodu w czasie długo trwającego okresu bezpożytkowego. Pszczelarz robi wszystko co potrafi, by od swoich pszczół "wyciągnąć" więcej. Wprowadza nowe linie pszczół i bardziej doskonałe techniki gospodarki, dostosowane do warunków terenowych. Jednak wydajność z ula można zwiększyć tylko do pewnego poziomu. By produkcja i dochodowość były większe, należy rozejrzeć się po okolicy i poszukać lepszych pożytków. Może opłaci się przenieść pasiekę w inne miejsce lub z nią wędrować? Wszystko w naszych rękach, a zmuszone do bardziej wydajnej pracy pszczoły odwdzięczą się nam większą produkcją i będą zdrowsze.