Najwięcej radości sprawiają nam nasze pszczoły wiosną i na początku lata. Każdą chwilę ładnej pogody wykorzystują na zbiór drogocennego nektaru i pyłku. Z lipowego i chabrowego wziątku zrobią te najlepsze i najbardziej polskie miody, lipowy i lipcowy. Rozkoszna muzyka pszczół grających na okwieconych drzewach i łąkach zachwyci każdego. Dla nas to poezja, ale dla naszych skrzydlatych przyjaciółek bardzo ciężka praca.
Pszczoły zawsze zachwycały swoją pracowitością. To niewyobrażalne, że takie malutkie owady zbiorą tyle słodkich skarbów w tak krótkim czasie. A miód odebrany przez pszczelarza to tylko kilkanaście procent całego zbioru, który pszczela rodzina musi wytworzyć dla zaspokojenia swoich potrzeb życiowych.
Silny rój spożywa przez cały rok około 100 kg miodu i 30 kg pyłku. Najwięcej jedzenia potrzebuje w tych miesiącach, kiedy jest wychowywanych dużo młodych pszczół, a więc w maju i czerwcu. Natura nie rozpieszcza naszych podopiecznych. Jeść trzeba, a na zgromadzenie tej ogromnej ilości pokarmu czasu jest niewiele. Pszczoły pracują tylko w miesiącach ciepłych, a w większości pasiek przynoszą pyłek i nektar tylko w okresie kalendarzowej wiosny. Potem niewiele znajdą pożytków, poza nielicznymi miejscami gdzie kwitnie gryka, wrzosy, nawłoć albo pojawia się późna spadź.
Z obserwacji i wyliczeń praktyków wynika, że pszczoły latają po pożytek w okresie od końca kwietnia do połowy lipca średnio tylko niewiele ponad 40 dni. Na więcej "dni roboczych" nie pozwala pogoda. Do tego pamiętajmy, że latać mogą tylko w dzień. Noc to czas odpoczynku dla zbieraczek. Praca w ulu wre cały czas, jest wychowywany czerw, przerabiany nektar i pyłek, wytwarzany wosk. Ale dostawy pokarmu odbywają się tylko w ciepłe, słoneczne dni.
I to właśnie w te kilkadziesiąt dni przyniosą tyle surowca miodowego, by z niego zrobić 100 kg miodu. Nektar to nie gotowy miód ale rzadki roztwór cukrów, zawierający dużo wody, nawet do 80%, której większość trzeba potem odparować. Przez 40 dni zbieraczki przyniosą więc do jednego ula kilkaset litrów nektaru. Do tego kilkadziesiąt kg obnóży pyłkowych. To pracowitość niespotykana nigdzie indziej, ani w przyrodzie, ani w naszym społeczeństwie.
Kiedy przyniosą więcej
Bywają lata lepsze i gorsze. W te lepsze dni ciepłych i słonecznych jest więcej, a pszczoły wtedy więcej pracują. Zbiory miodu są bardziej obfite, rodziny pszczele silniejsze i zdrowsze, pszczół dokarmiać nie trzeba i nasza praca też wtedy ma większy sens. Jeśli do tego w ulach mamy matki przekazujące pszczołom cechy korzystne z punktu widzenia naszej gospodarki, sukces będzie jeszcze większy. Na wielkość produkcji pasiecznej w główne mierze wpływa pogoda oraz obfitość bazy pożytkowej i od tych dwóch czynników zależy poziom żywienia naszych pszczół. Ale niebagatelną rolę odgrywa też sposób gospodarowania, którego ważnym elementem jest wykorzystanie właściwego pogłowia pszczół.
Do tego dochodzą nasze czysto techniczne zabiegi, takie jak:
- kierowanie rozwojem rodzin,
- pilnowanie, by pszczoły nie weszły w nastrój rojowy,
- zapewnienie wystarczającej liczby plastrów do gromadzenia miodu i składania jajeczek.
- absolutną koniecznością jest też utrzymywanie naszych pszczół w pełnej zdrowotności. Na to składa się ciągła walka z warrozą i zabezpieczenie pasieki przed rozwojem innych chorób.
Wtedy dopiero nasze pszczółki w pełni wykorzystają te 40 dni ładnej pogody, którymi łaskawie obdarza je natura.
Takie pszczoły przyniosą dużo miodu, nie będą chorować i szczęśliwie przeżyją długą i męczącą zimę. Jednym słowem sprawią radość swojemu opiekunowi. Ale nie tylko, gdyż porządna rodzina wysyłająca w pole, na łąkę i w las zastępy dobrze odżywionych, silnych i wytrzymałych robotnic, zapewni dobre zapylanie wszystkich kwitnących w okolicy roślin. Zarówno tych uprawnych, jak i dziko rosnących, bo pszczoły nie są kapryśne i pracują wszędzie tam, gdzie tylko jest coś do zrobienia. Korzyść z takiej zadbanej pasieki będzie miał i rolnik, i każdy z nas, gdyż zapylanie naturalnych biocenoz pozwala utrzymać je w ważnej dla środowiska bioróżnorodności. Pokolenia, które przyjdą po nas będą za to wdzięczne dzisiejszym pszczelarzom, którzy potrafili w bardzo trudnych warunkach utrzymać silne rodziny pszczele, a te z kolei uratowały naturalne środowisko dla naszych dzieci i wnuków.
Jaka pszczoła i gospodarka...
Pszczoły przystosowane do miejscowych warunków pożytkowych i klimatycznych pszczelarz użytkuje w swojej pasiece utrzymując w rodzinach odpowiednie matki. Liczą się cechy mające wpływ na wysoki poziom produkcji i te poprawiające komfort pracy.
- Główna cecha to miodność – jeśli pasieka jest prowadzona w celu pozyskiwania właśnie tego produktu. Trochę inaczej będzie u pszczelarzy produkujących duże ilości matek oraz odkłady i pakiety. Zawsze jednak pszczoły muszą nadążać z rozwojem za terminem wystąpienia towarowych pożytków.
- To wymaga pszczół o dużej zimotrwałości, by rodziny były w dobrej kondycji już na pierwszy pożytek i wykorzystały go do produkcji miodu, nie na rozwój.
- Wymaga też właściwego tempa rozwoju, by zdążyły się rozwinąć do kondycji produkcyjnej na kolejne pożytki.
- Nie mogą to być pszczoły rojliwe, gdyż cecha ta sprawia wiele kłopotów pszczelarzowi i ujemnie wpływa na poziom produkcji.
- Wskazane są dobrze rozwinięte zachowania higieniczne, co w dużej mierze zapobiegnie rozwojowi chorób czerwiu.
Wszystkie te cechy składają się na jedną cechę zbiorczą, określaną przez nas jako miodność.
- Warto też, by pszczoły nasze były łagodne i spokojne. Wtedy praca w pasiece będzie łatwiejsza i w tym samym czasie obsłużymy więcej rodzin pszczelich. Łagodne pszczoły nie będą zagrażać innym ludziom i zwierzętom. Matki muszą być pod ciągłym nadzorem, gdyż tylko matki młode składają dużo jajeczek. Rodzina jest wtedy silna, mało tego, pszczoły z młodą matką nie wchodzą szybko w nastrój rojowy, są bardziej łagodne i spokojne.
Hodowlę pszczół rozumianą jako doskonalenie pogłowia w kierunku uzyskania cech przydatnych w naszej pasiece można prowadzić we własnym zakresie lub korzystać z matek z pasieki hodowlanej. To drugie rozwiązanie jest łatwiejsze i znacznie tańsze, bowiem hodowla matek pszczelich to długotrwały proces, wymagający dużej wiedzy i doświadczenia, a także intuicji. Hodowla to nie tylko selekcja, ale też odpowiedni dobór do kojarzeń i ocena. Te wszystkie etapy wykonuje się w pasiekach hodowlanych, często przez wiele sezonów, zanim uzyska się czystą linię hodowlaną, posiadającą cechy przydatne w danych warunkach terenowych lub nadającą się do określonych krzyżowań. Dlatego miast samemu próbować wyhodować własną superpszczołę, lepiej jest poszukać u hodowców takiej rasy i linii, której cechy użytkowe pasować będą do warunków, w jakich utrzymywana jest nasza pasieka.
...a jaka nie
Te pszczoły, pasujące do naszych pasiek, dające dużo miodu i dobrze zapylające okolicę to pszczoły całkiem nowe, będące efektem wielu lat pracy hodowlanej. Jeszcze niedawno ich nie było, z kilku powodów.
Po pierwsze, ludzie nie znali tak dokładnie zasad hodowli, nie znano też techniki pozwalającej na planowe skojarzenie matki z określonym trutniem, co u nas jest możliwe tylko przy zastosowaniu sztucznego unasienniania. Do tego warunki przyrodnicze były inne niż obecnie. Główne pożytki dla większości pasiek zaczynały się później niż dziś. Jeszcze w latach 60-tych XX wieku pierwszy pożytek towarowy zaczynał się w czerwcu i na ten czas przygotowywano pszczoły do pracy. Teraz majowy miód z mniszka i rzepaku to norma, a w lata o wczesnej wiośnie nawet miód z wierzby, klonów i krzewów owocowych, czyli miód kwietniowy. Opracowano też nowe technologie pasieczne i rozpowszechniono je wśród pszczelarzy. Właściwe kierowanie rozwojem rodzin skutkuje wysoką produkcją miodu, znacznie wyższą niż kilkadziesiąt lat temu. Ale kierować można tylko rozwojem pszczół do tego przystosowanych: mających duże tempo rozwoju, tworzących silne rodziny i nierojliwych. Do tego skrupulatne wykonywanie zabiegów mających wpływ na siłę i produkcyjność rodzin wymaga utrzymywania pszczół łagodnych i spokojnych, a więc też diametralnie różniących się od tych użytkowanych powszechnie przed laty. Mało tego, chcemy pasiekę mieć przy domu, w ogródku, chcemy pszczółki pokazywać dzieciom swoim i tym z pobliskiej szkoły. Zależy nam przecież by miłością do pszczół zaraziło się jak najwięcej ludzi, najlepiej już w młodym wieku. Pragniemy pszczoły trzymać w mieście, w parkach, ogrodach, na tarasach i dachach, by żyć w kontakcie z przyrodą i innym ten kontakt umożliwić.
To wszystko możliwe jest tylko przy wykorzystaniu pszczół posiadających cechy celowo w nich utrwalone, będące efektem przemyślanej pracy hodowlanej. Nie nadają się do współczesnej gospodarki pszczoły przypadkowe, mało pracowite, rojliwe, agresywne i niespokojne. Wyniki pracy z nimi będą mizerne: rodzina po zimie powoli będzie się rozwijać, wykorzystując do tego pierwsze pożytki towarowe. Szybko wejdzie w nastrój rojowy i zanim przyniesie choć trochę miodu, niespodziewanie się wyroi. Nie poprzestanie na tym, wyjdzie drugi rój i trzeci, i nic nie da tutaj uciążliwe zrywanie rojowych mateczników. Do zimy pójdzie słaba, by w kolejnym roku znów zaskoczyć pszczelarza szybką rójką, często już pod koniec kwietnia... Nie pozostaje nic innego, niż u takich pszczół wymienić matkę na taką, która pochodzi z hodowli i daje potomstwo miodne, łagodne i nierojliwe. Nie takie to proste, gdyż trudno znaleźć matkę wśród złośliwych i rozbieganych pszczół. Trzeba się dobrze zabezpieczyć przed żądłami, a sąsiadów przekonać by w ten dzień wyjechali lub nie wychodzili z domu. Ale takie "złośnice" nie chcą przyjąć nowej matki, mimo wszelkich prób poddania okupionych wieloma żądłami zabijają ją, a gdy którąś z kolei wreszcie zaakceptują, to zaraz próbują wymienić. Te pszczoły są po prostu... dzikie.
Ratujmy pszczoły!
To takie nasze drobne problemy pszczelarskie. Wiadomo, że nie wszystko w pasiece od razu się udaje, ale dobry pszczelarz poradzi sobie z każdym najbardziej niespodziewanym zjawiskiem w pasiece.
Bardziej niepokojące są problemy natury globalnej, czyli masowe ginięcie pszczół w Polsce i na całym świecie: w Europie, dalekowschodniej Azji i Ameryce. Trzeba szukać dla nich ratunku. Jak to zrobić – nad tym zastanawiają się ludzie nauki, pszczelarze, a nawet politycy i artyści. Jak dotąd niewiele wymyślili, ale pszczoły jeszcze są, gdyż opiekują się nimi pszczelarze. Nie jest to łatwe i nie do końca sobie z tym radzimy, o czym świadczą duże straty, zwłaszcza zimowe. Gdy współczesne, nowoczesne metody gospodarowania nie wystarczają, rozglądamy się za innymi rozwiązaniami. Pszczoły przecież były przez miliony lat na naszej planecie, musi być więc jakiejś wyjście.
Może ratunkiem będzie powrót do metod sprzed kilkudziesięciu lub nawet kilkuset lat? Przecież nasi pradziadowie pszczoły trzymali i mieli z nich wielkie profity, a z zagrożeń w tych czasach największym był co najwyżej złodziej albo niedźwiedź.
Wiedzieć, gdzie tkwi problem
Stąd już blisko do pomysłów, których realizacja może doprowadzić do destrukcji nowoczesnego pszczelarstwa, tak przecież potrzebnego. Ich wdrożenie jeszcze bardziej zagrozi istnieniu pszczół i prawdziwi pszczelarze w ich ratowanie będą musieli wkładać jeszcze więcej wysiłków niż obecnie. Brak znajomości i zrozumienia przyczyn powodujących ginięcie pszczół prowadzi do poszukiwania rozwiązań zupełnie nielogicznych, kłócących się z zasadami funkcjonowania przyrody i ze zdrowym rozsądkiem.
Nic złego się nie dzieje, gdy na temat problemów dotyczących pszczelarstwa, przyrody i rolnictwa wypowiadają się ludzie z tymi dziedzinami nie związani. Ścisła znajomość tych zagadnień w społeczeństwie jest niewielka, tym bardziej słaba jest znajomość biologii pszczół i mechanizmów rządzących życiem rodziny pszczelej. Osoba tych problemów nie znająca może oskarżać pszczelarza o bezduszne wykorzystywanie pszczół do osiągania swoich materialnych interesów. Tok rozumowania jest prosty: pszczelarz zmusza pszczoły do pracy na wielu pożytkach, co przecież odbije się negatywnie na ich kondycji i zdrowiu. Taka pszczoła, ciężko harująca przez cały rok, ginie w końcu spracowana, gdyż nie dano jej chwili wytchnienia. Mało tego, w wyniku pracy hodowlanej zmieniono tę pszczołę tak, by pracowała jeszcze więcej, co przecież doprowadzi ją do zagłady! Te zmienione genetycznie i spracowane pszczoły są podatne na choroby, na które dzikie pszczoły nie chorowały. Nie są one przystosowane do naszych warunków klimatycznych i pożytkowych, bo przecież pochodzą z innych krajów, a nawet kontynentów!
Że rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej, wiedzą to pszczelarze, i to też nie wszyscy. Pszczoły muszą pracować by przetrwać, a mają na to tylko wspomniane wcześniej 40 dni. Przy okazji przyniosą trochę miodu dla pszczelarza i oblecą rośliny wymagające zapylenia. Pszczoła w sezonie żyje tylko kilka tygodni, potem jest zastępowana przez swoją młodszą siostrę. Im bardziej obfite pożytki i im jest ich więcej, tym lepsze żywienie i lepsza kondycja pszczół w rodzinie. Za to pszczoły niedożywione podatne są na choroby, a braki w żywieniu mają miejsce wtedy, gdy wokół pasieki nie ma żadnych roślin pożytkowych. Pszczoły muszą być łagodne i nierojliwe. Złośliwych pszczół nie da się trzymać, gdyż lokalne społeczności na to się nie godzą, co jest przecież zrozumiałe. Pszczoły wcześnie wchodzące w nastrój rojowy są nam niepotrzebne, gdyż korzyść z nich będzie niewielka, zarówno jako producentów miodu, jak i zapylaczy.
Nie ma "pszczół miejscowych"
Próba zastąpienia hodowlanych pszczół pszczołą "miejscową" po pierwsze jest niemożliwa, gdyż tych miejscowych w Polsce już nie ma. Jeśli nawet by były, gdyż są prowadzone próby restytucji pszczół o cechach charakterystycznych dla pogłowia użytkowanego przez średniowiecznych bartników, nie będą się one nadawać do naszej gospodarki, z wcześniej wymienionych powodów. Marzenia, że takie miejscowe pszczoły dobrze radziłyby sobie w miejscowych warunkach, bo przecież niegdyś na tym terenie żyły są nierealne, gdyż te warunki są zupełnie inne. To już nie jest odwieczna knieja nietknięta stopą człowieka, lecz rozległe pola obsiane różnymi roślinami, zmeliorowane łąki i lasy o zmienionym, jednolitym składzie botanicznym. Tym bardziej różne od tego sprzed tysiącleci jest środowisko miejskie, w którym też nasze pszczółki chcemy trzymać.
Założenie, że pszczoły "dzikie" wytwarzać będą miód bardziej naturalny jest błędne. Skład miodu zależy bowiem od tego, z jakich surowców został wytworzony. "Miejscowe", "dzikie" pszczoły z rzepaku przyniosą miód rzepakowy, z robinii akacjowy, a z facelii faceliowy. I nie ma tu żadnego znaczenia fakt, że za Kazimierza Wielkiego u nas tych roślin nie było. Poza tym dzikich pszczół już nie ma. Jeśli spotkamy w lesie rój zasiedlający dziuplę, będą to pszczoły które uciekły pszczelarzowi, względnie rój wydany przez takiego uciekiniera.
Nie pożyją te "dzikie pszczoły" długo, nie przez to, że nie są przystosowane do korzystania z leśnych, naturalnych pożytków. Wyginą w ciągu kilku najbliższych miesięcy, gdyż są porażone przez wszechobecną warrozę. Zanim jednak poumierają, zarażą tą chorobą inne pszczoły próbujące szczęścia w lesie i te z pasiek okolicznych pszczelarzy. Oprócz roztoczy Varroa "poczęstują" swoje siostry zgnilcem, kiślicą, nosemą apis i ceranae, grzybicą wapienną i kamienną oraz całą masą wirusów.
Zagrożenia zdrowotne i środowiskowe dla pszczół obecnie są tak wielkie, że gdyby nie odpowiedzialna praca pszczelarzy, gatunku tego na Ziemi już by nie było. Tej odpowiedzialności z nas nikt nie zdejmie, dlatego misję naszą musimy wypełniać jak najbardziej skrupulatnie. Rój, który uciekł z naszej pasieki w siną dal staje się w krótkim czasie nosicielem wielu chorób, prowadzących do wyniszczenia gatunku. Dlatego starajmy się właściwie panować nad rozwojem naszych rodzin pszczelich. Jednym ze sposobów to umożliwiających jest utrzymywanie pogłowia posiadającego tylko cechy przydatne z gospodarczego punktu widzenia. Utrzymywanie "dzikusów" i "kundli", które rządzą pszczelarzem i robią to co chcą, skutkuje nie tylko niskimi wynikami produkcyjnymi, ale jest wielkim zagrożeniem dla gatunku.