W mojej rodzinnej historii, również tej zawodowej, bardzo ważna jest postać dziadka – to on zaszczepił we mnie pasję do pszczelarstwa i mechaniki. Jako dziecko często bywałem w jego warsztacie i mu pomagałem. Można powiedzieć, że to tam wszystko się zaczęło. Dziadek był wszechstronnie uzdolniony i bardzo pracowity. Był ślusarzem, ogrodnikiem, rolnikiem, pszczelarzem. Bardzo mi tym imponował. Kończąc szkołę, zdecydowałem się wykorzystać potencjał dziadka i rozwinąć to, co zaczął, czyli produkcję uli styropianowych w przydomowym garażu. Przejąłem firmę w wieku 19 lat. Ojciec dał mi przestrzeń do działania. On sam wyniósł to z domu, ponieważ dziadek też tak właśnie postępował. Pamiętam rozmowy, które bardzo mnie motywowały: „Spróbuj, zobaczysz, jak wyjdzie”, a potem dostrzegli, że to może dobrze funkcjonować. W rodzinie zawsze miałem wsparcie, a relacje międzyludzkie są dla mnie bardzo ważne. Staram się je pielęgnować nie tylko w swoim domu, lecz również w kontaktach zawodowych. Z wieloma naszymi partnerami i dystrybutorami łączy mnie przyjaźń. W biznesie wspiera mnie również rodzeństwo i żona. Nie pracuję „od do”, kocham to, co robię i robię to z pasją. Myślę o planach i rozwoju firmy, kolejnych Apimondiach, stworzeniu nowych grup produktowych. Chciałbym, aby firma Łysoń utrzymała się na pozycji światowego lidera sprzętu pszczelarskiego. Ważna jest jednak dla mnie harmonia. Uważam, że powinien być też czas na rodzinę i na pasje. Ja, oprócz tej pszczelarskiej, wciąż oddaję się klasycznej motoryzacji. Często udaje się to jednak połączyć, ponieważ „zaraziłem” swoim hobby małżonkę i córki, które dają się zapraszać na wycieczki zabytkowym samochodem. Razem tworzymy zgraną, silną i szczęśliwą rodzinę pszczelarską i jestem z tego dumny. To jest właśnie ta siła i inspiracja do działania i rozwoju firmy, o którą jestem pytany.